Ptaki przylatywały cały czas, wrzucając liście, trawę i kawałki kory do rowu. Ogień zajął się nimi, tworząc krąg ognia wokół Karo i Konara.
-Jak wyjdziemy?!- Jęknął Karo.
-Ufaj Kyubi, ona wie co robi- Odpowiedział spokojnie Konar.
Cały ogień skupił się na kręgu, i inne części lasu zaczęły przygasać. W końcu ostatnia iskierka zgasła w kręgu, nie mogąc przenieść się na następne źródło podpałki.
-Kyubi, jak ty na to wpadłaś?!- krzyczeli jeden przez drugiego.
-Prosta fizyka- mruknęłam. Ruszyliśmy do skalnego tronu. Wszyscy radośnie powitali Karo i bohaterskie ptaki. Szara Stal, który nie lubi zgiełku, mruknął coś o remoncie gniazda i wyfrunął w stronę ptasiego zagajnika. Westchnęłam. Ruszyłam do nory. Na drodze stanął mi Kenya.
-Dokąd to się wybierasz?- naskoczył na mnie Kenya.
-Do nory, a co?- odsunęłam się od niego lekko.
-Czemu nie świętujesz z nami?- spytał, spoglądając na mnie, z dziwną troską w oczach.
-Po prostu....- zaczęłam -Po prostu.... No nie...-.
-No chodź!- zaśmiał się radośnie i popchnął mnie delikatnie w stronę skalnego tronu.
-Kenya, ja nie chcę!- krzyknęłam. Odskoczył ode mnie.
-Nie chciałem cię zdenerwować...- powiedział ze skruchą, patrząc na swoje łapy.
-Ja... Ja przepraszam, nie chciałam krzyczeć...- czułam się głupio, że nakrzyczałam na przyjaciela.
-Nic nie szkodzi... Odprowadzić cię do nory?- spytał patrząc mi w oczy, jestem pewna, że gdyby lisy potrafiłyby się rumienić, to bylibyśmy cali czerwoni.
-Eeeee....- mamrotałam -Dobra...- Powiedziałam i skoczyłam w leśne poszycie.
Ale co to? Zapach dymu? Pobiegłam szybko w stronę dębu. Płonął! Wejście do nory! Chciałam iść po pomoc, ale Kenya mnie uprzedził, ruszył w stronę skalnego tronu. Po chwili pojawił się konar.
-Nie.... To nie możliwe....- Mruknął.
-Możliwe, możesz mi pomóc? Nie możemy stracić wejścia do świata nory!- czułam że chce mi się płakać.
-Nie martw się. Zaraz będzie padać.- powiedział.
-Skąd możesz to wiedzie~- zaczęłam, ale nagle z nieba runął deszcz.
-Co do...- mruknął Kenya.
-Ptaki!- krzyknęłam przez śmiech!
-Tak. Szara Stal sprowadził swoje ptaki.- Powiedział Konar.
-Więc ta woda...- spojrzałam niebo -To... To... To ptaki otrzepują się z wody?-.
-Tak!- krzyknął radośnie Konar.
Uśmiech zagościł na mej twarzy. Ogień zgasł. Weszłam do nory. Nie było szkód.
Czułam, że rozpiera mnie szczęście.
KONIEC EPIZODU 8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz