Bobry więcej nie pojawiły się w okolicy. Żyło się spokojnie. Nie minął miesiąc od przybycia Anaruka, a już wszyscy go polubili. Rozumiał zasady panujące w lesie, nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Pewnego dnia, obudziłam się i poczułam, że ten dzień nie będzie dobry dla lasu. Dla pewności odwiedziłam wszystkie stada, od ptasiego zagajnika, poprzez zajęcze i lisie nory, biegiem obok jeleniej polany, a na końcu pod skalnym tronem gdzie mieszkała wilcza wataha. Nic się nie działo, mimo to dalej czułam niepokój. Najwyraźniej nie tylko ja, pod skalnym tronem spotkałam kolejno wszystkich alf, przewodników i władców gatunków mieszkających lesie. Po długich naradach uzgodniono, że każe z nas wypuści na zwiady jednego ochotnika, a tych było wielu. Tak więc... Lisy wysłały Kenye (czyli Kenya, czyt. Kenja, a tego Kenye to czyta się Kenję), jelenie Ursusa, ptaki jastrzębia Szpona, zające i myszy wypuścili Serka. A wilki wysłały Karo. Młodego czarno-białego wilka. Ruszyli. Minęło pierwsze piętnaście minut. Wrócił Serek. Kolejne piętnaście. Tym razem przybiegł Kenya. Żaden z nich nie miał żadnych niepokojących informacji. Minęło dwadzieścia minut i przyleciał Szpon. A zaraz po nim Ursus. Minęło dziesięć minut. Nic. Kolejne dziesięć minut. Zaczęłam się niepokoić, gdzie Karo? Wysłaliśmy Szpona aby poleciał w stronę, w którą pobiegł Karo. Wrócił po dwudziestu minutach. Był zdruzgotany.
-Kato utknął! Trafił w środek pożaru, las się pali!- krzyknął, zanim jeszcze dotknął ziemi.
Natychmiast wezwano wszystkie zwierzęta. Niezwykłe poruszenie, niezwykła panika!
-Spokojnie!- usiłowałam przekrzyczeć tłum -Spokojnie, zaraz ruszę z resztą Alf oraz z ptakami ugasić pożar!!!!- krzyknęłam tak głośno że kilka zwierząt podskoczyło. Spojrzałam na resztę alf. Patrzyli mi w oczy, a ja przenikałam ich umysły, wybierając sobie, którzy zostaną ze zwierzętami; a którzy ruszą że mną. Czytali mi w myślach, po chwili odezwał się Konar, władca jeleni.
-Kyubi, nie wiemy czy się zgodzisz, ale uznaliśmy że najlepiej będzie gdy pójdę ja, ty i Szara Stal (władca ptaków). Grauer (czyt. Grółer) i Skoczek zostaną. Ruszyliśmy. Trochę musieliśmy się namęczyć, ponieważ tu i tam walały się spopielone drzewa. W końcu zobaczyliśmy przerażającą scenę, w której samym środku stał przerażony Karo. Ogień popielił i niszczył wszystko na swojej drodze. Był coraz bliżej wilka.
Krzyczeliśmy do niego. Odwrócił wzrok.
-Pomóżcie mi przyjaciele!- krzyknął, ale jego głos był zdławiony, jakby płakał.
-Szaro Stalo, leć po swoich poddanych, niech zerwą największe liście wierzb jakie znajdą.- Mruknęłam do Orła, który spojrzał na mnie krzywo, ale odbił się i już po chwili szybował w stronę skalnego tronu.
-Pomożemy ci!- krzyknęłam. Wilk spojrzał mi w oczy. -Byle szybko- jęknął.
Ustalone. Konar skoczył pomiędzy płomienie, rogami wykopał rów wokół miejsca gdzie był wilk. Po chwili przyleciały ptaki pod nadzorem Szarej Stali.
-Dalej nie rozumiem, po co ci te liście?- spytał.
-Pokonamy ogień ogniem, przyjacielu.- powiedziałam.
CIĄG DALSZY NASTĄPI
Koniec części 1 Epizodu "Pożar"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz